Sense of Beauty

 
Hotele SPA

Historia pewnej Panna Cotty

Działające na podświadomość dania szkicuje na kartce, inspiracji szuka w lesie, nie stroni od zaskakujących połączeń i zapomnianych smaków. Rozmawiamy z szefem kuchni restauracji Art Déco w Hotelu SPA Dr Irena Eris Polanica Zdrój – Piotrem Bińczyckim
Zacznijmy od tego, jak zaczyna się proces tworzenia koncepcji dań, które podawane są w restauracji  w Hotelu SPA Dr Irena Eris Polanica Zdrój?
Najpierw szukam inspiracji, które przynosi mi przede wszystkim natura. Układając menu, kieruję się naturalnym kalendarzem i staram się wykorzystywać takie produkty, które są dostępne w danym miesiącu. Wymyślam w głowie nieoczywiste smaki, zastanawiam się, co z czym mogę połączyć. Zanim jednak zacznę przygotowywać danie, staram się je rozrysować. Szkicuję je tak, aby móc zobaczyć w całości i dzięki temu zdecydować o najlepszej kompozycji. Podczas wielu prób układam odpowiednio każdy element, aby finalnie urzeczywistniło się to, co zaplanowałem sobie w głowie i na kartce.  

Co jest kluczem dla takiej kompozycji – efekt wizualny czy produkt, który staje się bazą dla pomysłu?
Dobrze ilustruje to historia pewnej Panna Cotty. Zaraz po tym, kiedy objąłem stanowisko szefa kuchni w hotelu w Polanicy, przyszedł do mnie jeden z kucharzy i powiedział, że szuka konia, bo dysponuje akurat dużą ilością zwykłego siana. Roześmiałem się, ale po chwili przyszedł mi do głowy deser, z mleka pachnącego sianem, który przywoła wspomnienia z dzieciństwa. I tak spróbowaliśmy zrobić Panna Cottę z sianem, która okazała się strzałem w dziesiątkę. Zamykając oczy, naprawdę czuło się aromat wiejskiego mleka, takiego, które jest już niedostępne i pamiętamy je jedynie z wakacji u babci. 

Najczęściej jednak inspirują mnie nasi lokalni dostawcy, którzy dzwonią z aktualnymi ofertami. Mamy na miejscu panią Anię, która uprawia fenomenalne pomidory – po prostu zakochałem się w ich smaku. W życiu nie jadłem lepszych! Aby wydobyć z nich jak najwięcej smaku, delikatnie podkręciliśmy je cytrusami. Wyszła fenomenalna, wyrazista zupa pomidorowa z cytrusami, która była jednocześnie słodka, ale też delikatnie cytrusowo-gorzka. Mamy też świetne miody, sery, śledzie holenderskie od dostawcy spoza naszego regionu i jest to produkt tak dobry, że sam się po prostu broni. Przy takiej jakości wystarczy delikatny dodatek i mamy gotowe danie.

A dodatki? Podobno wyszukuje je Pan podczas spacerów po lesie?
Natura jest ze mną od zawsze. Mój dziadek był leśnikiem, połowa mojej rodziny była drwalami – las był wpisany w moje dzieciństwo i okazał się nieodłącznym towarzyszem w drodze zawodowej. Wielu kucharzy i szefów kuchni, z którymi pracowałem, czerpało z natury pełnymi garściami. Z początku nie potrafiłem tego zrozumieć. Co może być tu takiego wyjątkowego? Dopiero stopniowo nauczyłem się, że spacery po lesie, obserwacja piękna, które jest wokół nas, zmieniającej się zieleni, natury, kwiatów na łące – niesamowicie otwierają głowę. Ze spacerów przynoszę też zapasy – pędy sosny czy młody świerk i staram się robić przetwory, korzystam z darów lasu. Są to nieoczywiste smaki, które wynoszą kuchnię na inny poziom. Goście je zapamiętują, bo one działają na naszą podświadomość. 

Uwielbiam na przykład połączenie świerku i czekolady albo jałowca i ciemnej czekolady. To jest po prostu obłędne. Robimy też sami bardzo dużo olejów: olej z czosnku niedźwiedziego czy olej z rukwi wodnej. Taką esencję smaku, którą dodajemy do zup, albo szykujemy majonez. W tej chwili akurat przygotowujemy takie danie – leśny tatar z jelenia z majonezem z czosnku niedźwiedziego, w towarzystwie porzeczki i gorczycy. Chętnie korzystam też z fenomenalnych kwiatów czarnego bzu. Dodaję je nawet do dań wytrawnych, nie tylko do deserów, sprawdzają się np. w carpaccio z burakiem lub w mizerii.
W Pana kuchni nowoczesne pomysły współgrają z tradycją, bazują na naturalnych, wręcz archetypowych smakach. 
Kiedyś ludzie jedli to, co było po prostu dostępne. Dziś my, kucharze, staramy się odwoływać do tych produktów, które nasze prababcie zrywały na łące lub w lesie. Jest mnóstwo jadalnych roślin, których na co dzień nie jemy, powstaje wiele książek na ten temat, np. „Chwasty od kuchni”. Ja próbuję wrócić do korzeni, do tego, co się kiedyś jadło, a co dziś jest dla nas nowością.

Cieszę się, że coraz więcej ludzi ma kulinarną wiedzę i świadomość. Odchodzi się od pstrokatych talerzy z dziesięcioma elementami. Najważniejszy jest produkt, którego jakość musi być „top of the top”. Zamiast foie gras wolimy dzisiaj dobrego kurczaka zagrodowego albo dzikiego pstrąga z ekologicznego gospodarstwa od lokalnych dostawców. Staramy się odkrywać jak najwięcej produktów lokalnych. Wykorzystujemy np. uprawianą w okolicy aronię, którą zwykle używa się do produkcji nalewek. My staramy się dodawać ją np. do buraków, robimy chłodniki, zupy. 

Jakie połączenia smaków ceni Pan najbardziej?
Bardzo lubię owoce w ciekawych połączeniach z rybami lub mięsem. W staropolskiej kuchni takie zestawienia były bardzo popularne, a dziś wydają się zapomniane. Owoce świetnie podkręcają smak, dając unikatowe doświadczenie kulinarne. Goście często nie spodziewają się tego, że burak i aronia albo ryba z kwaśnym jabłkiem może tak dobrze smakować.
Semifreddo
z kwiatami czarnego bzu, rokitnikiem i kremem patissiere
  • 400 ml śmietany 36%
  • 150 ml syropu z kwiatów czarnego bzu
  • 50 g owoców rokitnika/porcja
  • 125 g białka
  • 125 g cukru
  • skórka z 1 limonki
  • szczypta soli
  • 300 ml mleka
  • 1 jajko
  • 40 g żółtek
  • 20 g mąki pszennej
  • 25 g skrobi ziemniaczanej

40 g żółtek łączymy z jednym jajkiem, mąką pszenną i skrobią ziemniaczaną. Dobrze roztrzepujemy rózgą, następnie zalewamy wszystko mlekiem. Cały czas mieszamy i podgrzewamy na małym gazie, tak aby budyń zgęstniał. Odstawiamy do wystygnięcia.

Ubijamy 400 ml śmietanki 36% na ¾. W osobnej misce ubijamy białka na sztywną pianę, dodając cukier. Do miski wrzucamy wychłodzony budyń. Dodajemy wcześniej przygotowane białka i mieszamy ręcznie z ubitą śmietaną, tak aby powstał krem.

Do gotowej masy wkręcamy syrop z kwiatów czarnego bzu, cały czas delikatnie mieszając. Na sam koniec dodajemy szczyptę soli i otartą skórkę z jednej limonki. Semifreddo przekładamy do form silikonowych i mrozimy. Po zamrożeniu wykładamy na talerz i czekamy 10 minut, aż nabierze temperatury pokojowej.

Krem patissiere
 
  • 250 ml mleka 3,2%
  • 50 g żółtek
  • 25 g skrobi kukurydzianej
  • 1 laska wanilii
  • 40 g cukru
  • 100 g masła

Wszystkie składniki oprócz masła łączymy i podgrzewamy, aby masa zgęstniała. Studzimy. Masło w temperaturze pokojowej ubijamy na puszysty krem i dodajemy wcześniej przygotowany budyń. Całość ubijamy za pomocą rózgi lub robota kuchennego. Krem przekładamy do rękawa cukierniczego i przechowujemy w lodówce do trzech dni.


Palona biała czekolada
 
  • 100 g czekolady białej

Białą czekoladę dobrej jakości przekładamy na blachę z pergaminem, a następnie wkładamy do rozgrzanego piekarnika do 140°C na 10-12 minut, aż czekolada zacznie się karmelizować i nabierze złotobrązowego koloru. Kiedy wystygnie, łamiemy ją na mniejsze kawałki.
 

Olej z werbeny cytrynowej
 
  • 150 g werbeny cytrynowej
  • 100 g oleju z pestek winogron
 
Werbenę cytrynową mielimy razem z olejem w blenderze, a następnie podgrzewamy w garnku do 80°C, aż olej zacznie się rozwarstwiać. Studzimy i przelewamy przez filtr do kawy. Na koniec dekorujemy mrożonymi owocami rokitnika.
Restauracja Art Déco Proponuje kuchnię wykwintną, skomponowaną w oparciu o tradycyjne smaki i lokalne produkty odkryte na nowo i podane w nowoczesnych, odświeżonych kompozycjach. Aromatyczne dania są nie tylko ucztą dla podniebienia, ale i dla oczu. Restauracja została wyróżniona w wydaniu Żółtego Przewodnika Gault&Millau na 2020 rok dwiema czapkami Gault&Millau.

Zobacz także